Ehh..Dziś wyjeżdżam do akademii.. Nie chcę tego.. Ale trudno. Jakoś dam sobie radę, muszę być silna. Wstałam z łóżka i wzięłam szybki prysznic. Ubrałam się w codzienne ciuchy i wyszłam z domu. Weszłam do stajenki trzymając kantar w dłoni. Otwierając drzwi o mało bym nie dostała z kopyt mojego kochanego urwisa.
-No! Mały.. uważaj sobie - skarciłam go, ale ogier nie wziął tego do siebie
Wybiegł ze stajni, nawet nie zdążyłam do zatrzymać. Przez okrągłą godzinę ganiałam go po polu, żeby założyć mu kantar. Kilka razy mnie skubnął. No cóż.. Coś kosztem czegoś.. Ale w końcu się udało. Miał kantar. Takk!
Złapałam kuca za kantar i spróbowałam prowadzić. Zaczął się wyrywać... i powtórka z rozrywki. Tym razem złapałam go szybciej. Podprowadziłam do stajni, podpięłam uwiąz i zaczęłam czyścić.
Mały fizgał tylnymi nogami aż miło..
-Ale Cię naszło-powiedziałam
Gdy już uporałam się z czyszczeniem, nie tylko kopyt, ale i całego kuca, trzeba było wprowadzić go do przyczepy, co zajęło mi kolejną godzinę. W końcu się udało i mogłam zamknąć przyczepę. Pobiegłam do domu po walizkę i zawołałam ojca który miał mnie zawieźć.
Wyruszyliśmy. Droga trwała 3 godziny. Około piętnastej byliśmy na miejscu. Gdy tylko auto zaparkowało usłyszeliśmy solidne kopniaki w drzwi przyczepy, dziwie się, że przyczepa jeszcze się trzyma. Tata otworzył przyczepę, a ja weszłam do środka, odwiązałam kuca, który już po chwili wybiegł z przyczepy ciągnąc mnie za sobą. Udało mi się utrzymać na nogach i zatrzymałam ogiera.
Koń uważnie obserwował otoczenie. Zarżał do innych koni, które akurat pasły się na padoku.
Stwierdziłam, że najlepiej będzie go teraz odłożyć do stajni. Odprowadziłam konia i umieściłam go w boksie. Wróciłam do auta po walizkę i poszłam do sekretariatu, tata już tam był i podpisywał jakieś papierki.
-To twój klucz -powiedziała kobieta wychylając się zza biurka
Wzięłam klucz i wyszłam.
Znalazłam mój pokój. Położyłam walizkę koło szafy. Wcale nie miałam ochoty się rozpakowywać. Wyszłam z pokoju i udałam się do stajni.
Spojrzałam do boksu kucyka. Już coś popsuł, bo zobaczyłam jakieś połamane plastiki w jego boksie.
No tak.. podstawka na lizawkę.. Oderwałam pozostałości, pozbierałam plastiki z ziemi i wyrzuciłam do kosza..
-Będę musiała przez Ciebie właścicielom oddać kasę..-powiedziałam do ogiera
Minęło kilka minut i w stajni pojawiła się moja instruktorka.
-O! Pani Willow! To ten kuc o którym rozmawiałyśmy.-powiedziałam
-Cześć Camila.-powiedziała kobieta podchodząc - Widzę, że już coś popsuł..-powiedziała
-No niestety.-odpowiedziałam
-Będzie z nim ciężko - stwierdziła, a ja miałam ochotę ją wyśmiać, że dopiero teraz to stwierdziła
-Za chwilę przyjdzie Silvano, który pokaże Ci akademickie konie. Wybierzesz któregoś na którym dziś mi się zaprezentujesz. Musisz pokazać mi jak jeździsz.-powiedziała kobieta
-Dobrze - przytaknęłam, żeby nie wyjść na nie wychowaną
Po chwili przyszedł ten chłopak o którym mówiła Pani Willow.
-Cześć. Jestem Silvano, ale mów mi Mike.-powiedział
-Wiem. -odpowiedziałam -Gdzie te konie?
<Mike?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz