Gdy skończyliśmy czyścić klacz, to Camila mi podziękowała oraz cmoknęła w policzek. Eeeee byłem lekko zdziwiony.
Poszliśmy na parkour. Wolałem popatrzeć jak jeździ Camila. Nie miałem ochoty na szarpaninę z Asteroidem, a konie akademickie jakoś do gustu mi nie przypadły.
Obserwowałem dokładnie jej jazdę. Nieźle sobie radziła. Widać, że nie jest pierwszą lepszą osobą, która myśli, że umie jeździć a tak na prawdę nie wie jak się trzyma pięty, co jest podstawą...
Camila ładnie przeskoczyła kopertę. Miała spory zapas. Najwidoczniej lubi skakać. Ja jestem bardziej otwarty na rywalizację, ale ja to ja, a nie ona.
Gdy wszystko się zakończyło dowiedziałem się, że pani Willow ma wszystko zaplanowane co do sekundy.
Miały się zająć Karolkiem. Chwila, to ten kucykowaty ?
Stwierdziłem, że pomogę w czymkolwiek, bo nie mam nic lepszego do roboty.
Camila poszła po kuca a ja zaczekałem przed stajnią, gdyż Asteroid zaraz by coś rozwalił, znając jego.
Gdy dziewczyna wyszła z Karolkiem zastanawiałem się nad czym one chcą pracować...
- To od czego zaczynamy ? - zapytała.
- Możemy spróbować dać go na lonżę i zobaczyć jak będzie się zachowywał. - usłyszałem za sobą głos pani Willow.
Ruszyliśmy przed siebie. Dziewczyny próbowały pokonać emocjonalnie nie ogarniętego kuca. Hm. Zastanówmy się co w tym czasie robił Silvano. Ah tak. Stał przy barierkach z przysłoniętymi oczami przez kapelusz i rozmyślał jak by dostać się do byków. Tak, byków. Znalazłem niedawno ten budynek. Dla mnie to może być powrót bądź głupia zabawa.
Nie mam pojęcia ile czasu minęło ale ktoś pstryknął palcami mi przed nosem.
- Idziemy coś zjeść i w teren, może teraz się dasz namówić na przejażdżkę ? - Zapytała Camila.
- Może... - rzekłem unosząc jedną brew.
Ruszyliśmy do stołówki, gdzie ja zjadłem tyle co kot napłakał.
- Zdecydowałeś się - zadała pytanie dziewczyna.
- Tak, mogę się przejechać. Ale mówię od razu, że możecie przypadkiem mnie szukać po pięciu minutach.
- Dlaczego ?
- Nie znasz Asteroida...
- A jakiś koń akademicki ?
- Nie, wolę jechać na tym szatanie.
- Nikt nie przebije Karolka - powiedziała stanowczo jak by rzucała wyzwanie.
- Zobaczymy.
Wyszedłem ze stołówki i poszedłem uszykować do jazdy Asteroida. Jakoś dziwnie spokojny był co mnie zaniepokoiło, bo to oznaczało, że podczas jazdy może mu odwalać.
Po piętnastu minutach zjawiła się Camila z panią Willow.
- No to ruszamy, szkoda takiego pięknego dnia - powiedziała kobieta.
Asteroid był spokojny ale tylko do momentu kiedy wyjechaliśmy za Akademię.
Byliśmy na polnej drodze, która była rajem dla ogiera.
Ruszył ostro z galopu. Wiedziałem, że on nie skończy jeśli one się nie ruszą.
- Może mały wyścig ? Jedno okrążenie. Co wy na to ?
- Masz zmęczonego konia, będą nie równe szanse - powiedziała Cam.
- Teraz dopiero się te szanse wyrównały.
Wszyscy się zgodzili. Cieszy mnie to bo odrobina rywalizacji nie jest zła.
Wygrałem, Asteroid nie da za wygraną.
Miałem cichą nadzieje, że mu nie odwali ale się pomyliłem. Na środku pola urządził sobie Rodeo ze mną w roli głównej.
- Zeskocz z niego ! - usłyszałem głos pani Willow.
- Przykro mi ale nie.
Technikę mam opanowaną. Więc zeskocznie w razie czego nie jest dla mnie problemem.
Koń próbował wszystkiego. Wykopy, barany, stanie dęba, szybkie zwroty. Nic na mnie nie działało.
Zeskoczyłem z niego po jakiejś minucie.
Asteroid miał położone uszy po sobie. Był wściekły ale powiedziałem mu, że jak jeszcze raz coś takiego odwali, to nie pójdzie na tor.
Słowo "Tor" działa na niego jak lep na muchy.
Uspokoił się i stanął dumnie.
Podjechała do mnie Camila.
- Wszystko gra ?
- Jak najbardziej.
Pojechaliśmy jeszcze nad jezioro i zwiedziliśmy kupę terenu.
Gdy już byliśmy pod stajnią zeszliśmy z koni.
- To był udany dzień - podeszła Camila aby mi to powiedzieć. Asteroidowi się to nie spodobało. Zazdrośnik.
Zaczął na nią kłapać. Jak to nie podziałało, spróbował swojej ulubionej metody.
Stanął dziewczynie na nodze.
Szybko wycofałem go. Nie chcę aby jej się coś stało.
- Ała... - syknęła.
- Usiądź, zaraz cię zaprowadzę do pielęgniarki.
W tempie natychmiastowym zaprowadziłem Asteroida do boksu i wróciłem do dziewczyny.
Wziąłem ją na ręce.
- Mike, dałabym sobie radę - powiedziała.
- Ale tak jest szybciej - rzekłem i spojrzałem na nią. Był to mój największy błąd jaki w życiu popełniłem. Jej oczy były hipnotyzujące a ja nie mogłem oderwać od nich wzroku.
Gdy weszliśmy do pielęgniarki ta obejrzała stopę i stwierdziła, ze to nic poważnego.
Na szczęście.
Moje oczy cały czas wędrowały na jej twarz.
Silvano Michaelu Alvesie weź ty się opanuj !
Teraz tylko czekałem na pytanie w stylu o co mi chodzi...
< Camila ? >Nie bij ;-; Długo, długie i o 5 rano
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz